15 października 2015

Tyle się wydarzyło...

Tyle się wydarzyło... 11-go września oddałam klucze od mojego domu. Teoretycznie aby pożegnać się ze swoim domem miałam czas do końca września. Uznałam, że nie chcę przedłużać, że lepiej nie odkładać wszystkiego na później tylko zrobić to, co jest do zrobienia i zamknąć ten rozdział aby móc spokojnie skoncentrować się na nowym.
W ciągu dwóch tygodni spakowałam i rozpakowałam wszystko co posiadam. Pracy miałam bardzo dużo. Zrobiłam sobie plan i każdego dnia działałam praktycznie od rana do wieczora. Pakowałam pokój po pokoju czym więcej metrów / pomieszczeń człowiek posiada, tym więcej rzeczy i kartonów do przeniesienia ;) tak naprawdę dopiero jak się zacznie to wszystko segregować, pakować i rozpakowywać widzi się ile tego jest. Dziecko przy przeprowadzce jest dodatkowym utrudnieniem. Wszystko trwa kilka razy dłużej niż normalnie ale najważniejsze, że już mam to za sobą. Miło mi się robiło na sercu jak urządzając się w nowym domu znajdowałam w kartonach kawałki herbatników, flipsy czy poukrywane zabawki.
Podczas ostatnich porządków w starym domu płakałam jak bóbr. Smutno mi się robiło jak patrzyłam na te puste pomieszczenia. Oczywiście wspomnień nikt mi nie odbierze, mimo to jakiś żal we mnie był. Tyle pracy włożyliśmy w ten dom. Mój tata posadził w ogrodzie ponad dwieście drzewek wszystko się tak zmieniło. Kupiliśmy siedemdziesięciometrową ruderkę a zostawiliśmy prawie dwustumetrowy dom. Żal było odchodzić jednak cały czas tłumaczyłam sobie, że wszystko mogło być perfekcyjne jednak nic nie zmieni lokalizacji. Tak naprawdę był to główny powód, dla którego zdecydowaliśmy się sprzedać nasz dom.  










Tej starej czereśni już niestety nie ma, nowi właściciele postanowili ją wyciąć 






na mojej nowej działce 




pierwsze prace przy rozbiórce domu rozpoczęte